15go wczesnie rano zajechalismy do Bodh Gaya. Wlasciwie to pociag dojezdza do Gaya a potem riksza do Bodh Gaya (15km). Nocleg mielismy zarezerwowany wczesniej, wiec przynajmniej tym razem nie mielismy problemow.
Przyznam szerze, ze to miejscowosc chyba robi na mnie najwieksze wrazenie z tych, ktore dotad odwiedzilismy. Chyba wiaze sie to z duzym wplywem buddyzmu w tej okolicy - w koncu to miejsce oswiecenia Buddy. Mysle, ze zdjecia oddadza to najlepiej, wiec nie bede sie rozpisywal.
Tak czy siak myslimy tylko o powrocie. Pociag odjezdza tej nocy o 03:15 czasu lokalnego i potem juz tylko okolo 31 godzin jazdy. Jak dotad nie mamy jeszcze potwierdzonego biletu. Chociaz to chyba nie jest najwiekszym zmartwieniem. Jak sie okazuje gorzej moze byc z wydostaniem sie stad w nocy. Jest to mala miejscowosc i w nocy nic tu nie funkcjonuje, lacznie z transportem. Znalezlismy kierowce, ktory powiedzial ze bedzie po nas o pierwszej, ale czy bedzie to sie okarze. A jak zostalismy poinformowani przez wlasciciela pensjonatu, w ktorym nocujemy, zdaza sie ze kierowcy nie przyjezdzaja. A wtedy jestesmy w czarnej dupie, bo o tej porze nikogo nie znajdziemy. Pozostaje tylko wierzyc, ze ten bedzie, tak jak powiedzial.
Ciesze sie ze wracam do domu, ale jednoczesnie jest mi bardzo smutno. Przypomina mi sie jak Kasia wracala z Indii a ja z pracy i spotkalismy sie na lotnisku. Oboje tak czekalismy na to spotkanie i bylismy tacy szczesliwi. Wiem teraz co ona czula wracajac stad, szczegolnie stad. Po zobaczeniu i przezyciu tego wszystkiego tak milo wraca sie do domu a szczegolnie jezeli ktos kogo kochasz czeka na ciebie.
18go kolo poludnia bedziemy w Bombaju a 20go tez krotko po dwunastej bedziemy w Warszawie.