Jestem jak obiecalem. Dzis w nocy bedziemy w Bodh Gaya. 17go planowo powinnismy wyjechac stamtad do Bombaju. Miejmy nadzieje, ze nasze miejsca zostana potwierdzone na 100%, bo teraz jeszcze nie sa. Nie dosc ze bilety tzraba kupowac duzo wczesniej to nie zawsze mozna je jeszcze potwierdzic. Najgorsze jest to ze potwierdzenie mozemy dostac dopiero na 5 godzin przed odjazdem. Oby wszystko poszlo po naszej mysli, bo w innym przypadku zostanie nam tylko samolot. A zostanie nam wtedy bardzo malo czasu. No ale moze nie bedzie tak zle. Przynajmniej mamy nocleg w Bodh Gaya - tak nam sie wydaje. Zobaczymy jak bedziemy na miejscu.
Poza tym nic szczegolnego sie od wczoraj nie wydarzylo. Moze to, ze Piotr zachorowal i bierze antybiotyk a ja mam kontynuacje biegunki (dzis 3ci dzien). Noga powoli sie goi aczkolwiek nadal moge chodzic tylko w klapkach.
Samopoczucie raczej kiepskie. Generalnie czuje jak powietrze ze mnie schodzi i mam serdecznie dosc Indii. Chwilami to wrecz rzygam juz tym krajem - obawiam sie, ze nie tylko ja. Jestem na etapie, ze wszystko mnie tu wkurza i najchetniej zawinalbym sie juz do domu. Co tez nie wyglada najlepiej, bo przeciez dom jest pusty. Nie wiem jak to bedzie... Prosze nie piszcie tylko, ze bedzie dobrze, bo nie wierze, ze moze byc. Nie ma szczesliwego zakonczenia dla tej historii. Chcialbym cos wiecej napisac o dole jaki mam, ale to chyba nie ma sensu. Nie mozecie czytac tylko o tym. Zreszta w calej tej wedrowce i tak na koncu zostaje sie samemu a moze przez caly czas sie jest...