Wyjazd 10go o 6tej rano. Wszystko zgodnie z rozkladem. Autobus podjezdza pod hotel my pakujemy sie do srodka i na tym konczy sie rozklad. Bardzo szybko przekonujemy sie, ze cos takiego jak zalozony plan podrozy tutaj nie istnieje. Z Delhi autobus wyjezdza gdzies dopiero okolo 9tej i "juz" o 15tej jestesmy na miejscu na miejscu. Wizja kolejnych dziewiecu godzin w autobusie w drodze powrotenej dobija nas do reszty. Kolejne zaskoczenie to cenyza wjazd na Taj Mahal. Dla lokali jest to 200rps a nas kasuja po 750rps . To wkurza, ze obcokrajowcy sa tu krojeni na karzdym kroku. Na dodatek bylysmy na miejscu na tyle pozno, ze mielismy malo czasu na zwiedzanie - wiec wszystko w biegu. Rzeczywiscie ktos sie napracowal zeby to wszystko zrobic. Robi wrazenie. Podobno 22tys ludzi pracowalo przy budowie tego dzien w dzien (niestety nie pamietam jak dlugo, ale w tydzien napewno tego nie zrobili).
Planowo mielismy byc na miejscu kolo 17-18tej na miejscu, w Delhi. Niestety o tej porze bylismy jeszcze w Agrze i nic nie zapowiadalo szybkiego powrotu. Okazalo sie ze w planach jest jeszcze zwiedzanie dwoch swiatyn - co niekoniecznie nas ucieszylo. Za kazdym razem kiedy podjezdzalismy w jakies nowe miejsce dolaczal do nas jakis przewodnik. Jeden z nich byl chyba jakims fanatykiem religijnym biorac pod uwage to, ze nakrecil autobus do tego stopnia, ze chindusi wykrzykiwali cos a potem wszyscy poszli do swiatyni. Niestety my juz nie skorzystalismy z tej okazji. Po powrocie koles dalej ich podkrecal a oni dalej cos krzyczeli. Na szczescie na krzykach sie skonczylo. Moze poprostu chodzilo o wyciagniecie pieniedzy...
W hotelu bylismy o 3ciej rano. Pijany koles na recepcji nie chcial nas wpuscic do hotelu i nie pomagaly tlumaczenia ze my tu mieszkamy. Po jakims czasie dopiero dotarlo to do niego.
Przed poludniem ruszylismy na dworzec kolejowy. Czas ruszyc do Varanasi.